Miałem wrażenie jakbym oglądał Charlie Chaplin'a w chińskim wydaniu, wszystko tu absolutnie leży na deskach (Oprócz scen walk). Ale mimo to film ma swój urok, niestety Bruce Lee nie nadawał się na reżysera.
A to temu, że poza super scenami walk on nic pokazać zza stołka nie potrafi. Podejrzał u kogoś zbliżenie na twarz to wykorzystał to raz za razem a tak to mamy sceny typu cała akcja z tą "włoską pięknością" która jest tak bez sensu że nie rozumiem, jak już tak na siłę chciał ten cycek pokazać w swoim filmie to mógł to subtelniej zrobić. No albo ta pseudoartystyczna scena z kotem podczas walki z Norrisem, no o co mu chodziło to chyba on sam nie wie :D